12.10.2011

Jestem dziwna. No dobra - to nic nowego. W ostatnim czasie w ramach "wydaj część wypłaty na siebie" kupiłam Wii. Tak, to Wii od Nintendo dla typowo casualowych graczy. I jak na razie nie żałuję. Dawno nie byłam tak zrelaksowana, tak odprężona. Nie dość, że odpoczęłam psychicznie to odpukać - zapomniałam o bólach kręgosłupa, które niestety od jakiegoś czasu męczą mnie ze względu na to, że w pracy mam do czynienia z dość ciężkimi rzeczami. Tak samo ustąpił ból w łokciu, który zapowiadał się albo na zerwany mięsień albo na zapalenie stawu. Miła odmiana. Nawet bardzo. Nie myślałam, że tak banalne gierki mogą tyle zdziałać.
Milością do Wii zapałałam ładnych kilka lat temu, kiedy to Microsoft i Sony jeszcze nie wiedziały nawet (a może i wiedziały, ale jakoś się z tym nie zdradzały), że można dać graczom kontroler inny niż zwykły pad. Zdecydowanie nie zapomnę wieczoru, który skończył się potwornymi zakwasami, ale i uśmiechem na gębie. Później śledziłam jak kształtowała się cena konsoli, ale jakoś tak zawsze były inne potrzeby. Teraz w obliczu Kinnecta i Move sprzęt staniał, zrobił się całkiem dostępny, to i odkurzyłam starą miłość (w końcu podobno nie rdzewieje). I z czystym sumieniem mogę przyznać, że ta stara miłość mnie nie zawiodła.
Chociaż nie obyło się bez ofiar. Do tej pory na koncie mam jedno urwane ramiączko. Pies i kot póki co dają radę się usunąć z trajektorii lotu kontrolera aczkolwiek kilka razy niewiele brakowało. Myślę, że z czasem jeszcze lepiej będą unikać niespodziewanych strzałów z Wiilota. Za to ja dalej będę się cieszyć tym niesamowitym spokojem psychicznym i nagłymi przypływami energii.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...