24.09.2008

Dochodzę do wniosku, że chyba jednak nie mam już serca do wszelkich blogów, pamiętników i tym podobnych ustrojstw. Może po części z tego wyrosłam, może zwyczajnie nie mam o czym pisać. Bo jakoś tak głupio o tym, co się działo, co robiłam, a na głębsze przemyślenia czasem nie ma czasu, chęci, a czasem po prostu ich wynik nie nadaje się do upublicznienia.
Od mojej poprzedniej aktywności w tym miejscu minęło dobre pół roku. Minęło w gruncie rzeczy niewyobrażalnie szybko. I w zasadzie minęło bez większych wyskoków. Owszem, bywało lepiej, bywało gorzej, ale zawsze było "po staremu". I nadal tak jest. Co więcej, zdecydowanie podoba mi się ten stan, więc niech trwa...

10.03.2008

Zastanawiam się, co napisać aby brzmiało chociaż pseudo inteligentnie i chyba mam pustkę. Chyba trochę uszło ze mnie powietrze przez ostatnie dwa miesiące. Praktycznie od początku roku walczyłam z sesją. Do tej pory czekam jeszcze na jeden wynik, ale myślę, że to raczej tylko formalność. W każdym razie trochę mnie ta uczelnia wymęczyła. I otoczenie też trochę to odczuło, bo pod koniec kiedy miałam już kompletnie dość byłam gorzej niż drażliwa. Ale co się dziwić. 16 egzaminów i zaliczeń, do tego w tle zajęcia do późnej nocy, bo u nas nie funkcjonuje pojęcie typowej sesji zawierającej w sobie jedynie egzaminy, tylko takie 2 w 1, cały dzień zajęć a np. o godzinie 19.30 jakieś milutkie zaliczenie. Zrzędzę? Może trochę, ale naprawdę, na dłuższą metę to wykańcza. Przydałoby się trochę wolnego, jakiś mały odpoczynek. Niestety.. najbliższy możliwy dopiero w okolicy Wielkanocy. I jak tu się nie wkurzyć?

27.02.2008

Ostatnio rozmawialiśmy ze znajomym na temat tego jak ludzie upodobali sobie czerpanie radości z cierpienia innych. Przykład mieliśmy wręcz z życia wzięty, gdyż posłużył nam tu nasz "ulubiony kolega" z grupy. Człowiek ten w pewnym sensie jest wręcz niesamowity. Do tej pory czasem zastanawiam się czy jest tak skrajnie ograniczony i po prostu, nie przebierając w słowach, głupi, czy niewyobrażalnie cwany. Za każdym razem kiedy przelewa czarę działania mi na nerwy nie szczędzę mu "miłych" słów, które w zawoalowany sposób mają być po prostu czystym obrażaniem tegoż jegomościa. I na moje nieszczęście za każdym razem moje próby obrażenia go nie wywołują żadnej reakcji (przynajmniej jeśli chodzi o niego, bo cała reszta towarzystwa od razu orientuje się i czasem z trudem powstrzymuje śmiech). Nie wiem czy w takim razie on nie rozumie i nie wyczuwa złośliych podtekstów w moich wypowiedziach, czy stara się mnie bardziej zirytować udając, że spływa to po nim jak po kaczce. Jednak po poziomie rozmów i jego zachowania jestem bardziej skłonna stwierdzić, że to jednak głupota. W każdym razie człowiek ten odznacza się wybujałymi ambicjami i skłonnością do karmienia własnego ego kosztem innych. Nie jestem dyplomowanym psychologiem więc nie moją rolą jest dociekać dlaczego tak postępuje. Ja wiem tylko, że działa mi strasznie na nerwy. Na swoje nieszczęście trafił na trudnego przeciwnika, na którym ciężko podreperować swoją samoocenę. Tak, mówię tu o sobie. Jako jedyna osoba staram się nie dawać mu możliwości do pokonania mnie. Nie pozwalam mu być lepszym. Chociażby dlatego, że każdorazowo kiedy dowie się, że komuś coś wyszło gorzej niż jemu wpada wręcz w hieni śmiech i od razu rośnie o 2 cm... Może gdyby jakoś normalnie to przyjmował to jeszcze nie robiłoby to na mnie wrażenia. Ale kiedy widzę, że porażki innych ludzi są dla niego jak tlen, bez którego nie mógłby żyć... wtedy włącza mi się agresor, chęć rozszarpania go na strzępy, a przynajmniej zrobienia na złość, nie dopuszczenia do tego aby jego było górą. Szkoda tylko, że chyba grozi mi przegrana....

21.02.2008

Ja to chyba nie wiem czego chcę od życia. Nie liczę tu zachcianek takich jak "zasnąć i obudzić się za x lat" czy "mieć święty spokój". Kiedyś miałam jakoś więcej planów, marzeń, perspektyw. Później się trochę popsuło, nie wszystko wyszło tak jakbym tego chciała, niektóre rzeczy w ogóle nie wyszły. A teraz coraz częściej mam wrażenie, że żyję po prostu dniem dzisiejszym. I to niestety nie w tym pozytywnym sensie carpe diem, tylko raczej dając się przytłoczyć szarej rzeczywistości, rezygnując z marzeń, nie planując nic. W pewnym momencie życie zrobiło się jakieś takie nazbyt poważne. A gdyby tak cofnąć się o te 10 lat wstecz.....
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...