08.10.2011

Tym razem chciałabym dokończyć, a w zasadzie już zakończyć temat związany z moją siecią lokalną. Jak już wspominałam (tu i tu), obecnie pracuję na modemie Motoroli i routerze TP-Linka. Schody zaczynają się nieco dalej.
Bezpośrednio do routera wpięta jest moja stara stacjonarka (będąca tematem na inną okazję). W zasadzie tak było praktycznie od początku, kiedy to jeszcze w miejscu TP-Linka znajdował się nieszczęsny Dlink DI-524.
Kolejny port LAN przypadł w udziale serwerowi wydruku. Niestety, nie miałam ochoty włączać stacjonarki za każdym razem kiedy potrzebowałam coś szybko wydrukować. W tym miejscu następuje lekka profanacja - PS-1206U. Wybór podyktowany był po prostu pewnością, że sprzęt będzie zgodny z moją drukarką, która nawiasem mówiąc jest chyba najbardziej ekonomiczną, z jaką przyszło mi mieć styczność.
Trzeci port jest zarezerwowany dla wielkiego nieobecnego, czyli mojego NASa, o którym też już wspominałam.
Z ostatniego wolnego portu kabel rozprowadza sieć po reszcie mieszkania. No może nie sam, po drodze jeszcze dwa urządzenia mu w tym pomagają. Ze względu na przemeblowanie i głęboką niechęć do ponownego wiercenia w ścianach celem wymiany okablowania, kilka metrów od routera wpięty jest drugi router (stary DI-524) w charakterze switcha i łącznika kabli w jednym. Z niego poprowadzony jest jeden awaryjny kabelek do laptopa i drugi biegnący przez kilka pomieszczeń do pozostałych sprzętów domowych. Na jego drugim końcu siedzi jeszcze grzecznie koncentrator TP-Link, zwykły, z pięcioma portami. Dzięki niemu komputery rodzinki mogą się bez problemu dzielić dostępem do sieci, a w razie czego jeśli ktoś przychodzi ze swoim sprzętem też ma się gdzie podpiąć.
A żeby nie było za łatwo, mój router posiada złącze USB. Oczywiście nie byłabym sobą gdybym go nie wykorzystała. W związku z tym miejsce obok routera grzeje sobie grzecznie mający już swoje lata WD My Book. Niestety to rozwiązanie ma swoje wady, transfery po USB na dłuższą metę są strasznie niskie i nieco upierdliwe. Dlatego WD służy głównie jako magazyn rzeczy, które zachować warto, ale do których dostęp nie jest potrzebny w trybie ciągłym. Do tego miał służyć właśnie NAS.

Podsumowując, jeśli komuś się wydaje, że zwykła mała sieć domowa jest prosta i nie wymaga specjalnej uwagi, ma rację. Wydaje mu się. Wystarczy do tej sieci dodać dwa, trzy urządzenia i już się zaczyna mały galimatias.

Dla ułatwienia oto schemat:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...