24.11.2011

Jeszcze dobre trzy lata temu telefon, a raczej smartfon z dotykowym ekranem był dla mnie czymś fajnym i w zamyśle użytecznym. Wtedy wybór padł na Toshibę. Dokładnie na Toshibę G900 Portege. Fajna sprawa, system operacyjny, dotykowy ekran, wifi (wtedy jeszcze oferta operatorów na dostęp do internetu nie była tak przyjazna jak obecnie), do tego pełna, fizyczna klawiatura qwerty. Nawet nieco spora waga tego cuda jakoś mi nie przeszkadzała, chociaż noszenie go w kieszeni było nieco problematyczne. Z perspektywy czasu - trzymanie takiej cegiełki przy uchu też nie należało do spraw przyjemnych. Ale "Tosia" miała wszystko (oprócz wbudowanego modułu GPS) i to było fajne. Do czasu aż jej bateria nie zaczęła niedomagać. Z początkowego, rekordowego, czasu działania 2 dni przeszła na "porozmawiaj 2 minuty a powiem Ci, że połowę baterii rozładowałaś". Bieganie wszędzie z ładowarką i telefon, na którym nie można polegać kiedy jest najbardziej potrzebny nie miały sensu.

Wtedy znienawidziłam wszystko, co posiada dotykowy ekran, bo to mimo wszystko on jest głównym pożeraczem baterii. Do tego obsługa tego typu telefonów, przynajmniej dla mnie, jest nieco trudniejsza w ruchu. Na takim zwykłym nawet jadąc rowerem mogę napisać smsa czy zadzwonić i wiele się nie zastanawiam przy tym. Dotyk wymaga niestety więcej skupienia. Dlatego przeprosiłam się ze zwykłymi telefonami, chociaż w pewnym momencie i tak zaczęła się odzywać ich mała funkcjonalność. Wtedy w ramach kompromisu wybrałam moją E5, która jak do tej pory jest dla mnie najlepszym możliwym rozwiązaniem. Ale praktyka pokazała, że jeśli raz zacznie się używać prywatnego telefonu w celach służbowych to z jego prywatnością można się pożegnać. Przyszedł czas na uruchomienie drugiego numeru, tym razem skrzętnie pilnowanego, aby nie trafił do zbyt szerokiego grona. A jako, że ktoś (tak Aki, o Tobie mowa) stwierdził, że prędzej czy później będę musiała się oswoić z "dotykowcem", bo produkują ich coraz więcej, wybrałam co wybrałam.

Samsung Star II DUOS. Znany też jako Avila II. Kolejny kompromis. W pełni dotykowy, cenowo do przyjęcia, bez większych wodotrysków, ale za to z obsługą dwóch kart SIM. W końcu jak szaleć to szaleć, mogę mieć jeden dodatkowy numer, mogę mieć i dwa jeśli nie będzie się to wiązało z noszeniem przy sobie całej centrali telefonicznej. Ale od początku.
Pierwsze wrażenie po rozpakowaniu - jest niesamowicie lekki. E5 w porównaniu z nim jest cegłą, chociaż według danych różnica wagi to zaledwie 26g.
Załadowanie dwóch kart SIM, hmmm, nie mam przekonania do zastosowanego patentu na dwie karty jedna nad drugą. Dolną nieco ciężko wydobyć z gniazda. Wiem, czepiam się, bo przecież skoro aparat obsługuje dwie karty to po co je wyciągać. Uznajmy to za wyższą konieczność. I tak nie polecam zbyt częstego stosowania tego zabiegu ze względu na konstrukcję obudowy. Tylna klapka nie przekonuje swoją solidnością i odpornością na częsty demontaż, ale może to tylko moje wrażenie. Co trzeba zostawić, wszystko jest naprawdę dobrze spasowane i całkiem nieźle wykonane. Po prostu plastik jak to plastik, ma swoją ograniczoną wytrzymałość, której nie warto na siłę testować.
Od strony technicznej, po blisko miesięcznym użytkowaniu mogę stwierdzić, że jest całkiem przyzwoicie. Miłe zaskoczenie, mimo dwóch kart SIM i dość sporego wyświetlacza około 4 dni spokojnie mogę nie myśleć o tym, gdzie zostawiłam ładowarkę. Nie są to może wyniki jak w starych dobrych cegłach, które i tydzień wytrzymywały, ale jak na obecne warunki naprawdę dobrze. Klawiatura ekranowa chociaż z początku sprawiała mi niejakie problemy, w gruncie rzeczy też nieźle się spisuje. Dochodzę do etapu, kiedy napisanie nieco dłuższej wiadomości nie jest już katorgą i czynnikiem wywołującym lawinę przekleństw więc uznajmy, że wiem co mówię. Owszem, zdarzają się literówki, kwestia przyzwyczajenia. Ale klawiatura odpowiada całkiem dobrze. Samo oprogramowanie (niestety, próżno szukać tu Androida czy innej przyjemności) też w większości przypadków reaguje szybko i sprawnie. Chyba tylko do jednej kwestii mogę się tak naprawdę przyczepić. Brakuje mi w Samsungu wsparcia dla 3G. Jest to czasem odczuwalne. No może jeszcze coś by się znalazło. Jednej z kart SIM można przypisać na stałe obsługę transmisji danych. Niestety transmisji nie można (a może jeszcze nie wiem jak to zrobić) podzielić osobno na zwykły dostęp do internetu i wiadomości MMS. W praktyce wiąże się to albo z wysyłaniem wiadomości multimedialnych za pomocą karty przydzielonej do transmisji danych, albo grzebanie w opcjach za każdym razem. Niby nic takiego, ale taki mały niesmak zostawia.

Podsumowując ten może nieco przydługi wywód. Nie taki straszny diabeł jak go dotykają. Chociaż nadal większym powodzeniem u mnie cieszy się sprzętowa pełna klawiatura muszę przyznać, że w kwestii "dotykowców" naprawdę się poprawiło, co widać nawet po bardziej ekonomicznych modelach telefonów. Oby tak dalej.

15.11.2011

Już od jakiegoś czasu zbierałam się żeby podsumować moją przygodę z SuperMicro i ich serwisem. Przygodę, która kosztuje mnie do tej pory całkiem sporo nerwów. Ale od początku.

Generalnie SuperMicro to producent platform serwerowych. W Polsce raczej mniej popularny, chociaż sprzęt można dostać w kanale dystrybucyjnym, a co więcej - istnieje nawet polska stronka (która jest stroną sklepu, ale grunt że jest). I na tym dobre wieści się kończą. O ile sprzęt można kupić, o tyle serwisu w naszym pięknym kraju nie uświadczysz. I w tym miejscu zaczynają się schody, bo właśnie z jedną platformą są problemy. Problemy o tyle niecodzienne, że nawet serwis dystrybutora (który i tak uprzedził mnie, że sprzęt będzie wysłany do Anglii, lub Stanów Zjednoczonych) przyznał, że raczej ciężko to odtworzyć w warunkach serwisowych i prawdopodobnie reklamacja nie zostanie nawet uznana.

Zmuszona sytuacją zaczęłam szukać innych rozwiązań. Pierwsza radość - skoro jest polska strona to może ktoś będzie w stanie mi coś doradzić. I owszem - dostałam uaktualnienie BIOSu. Radość zarówno wielka jak i krótkotrwała, bo nowy BIOS tylko zamaskował problem, ale go nie rozwiązał. Nie pozostało mi nic innego jak uderzyć dalej. Zwłaszcza, że na maila z prośbą o dalszą pomoc już nie dostałam odpowiedzi.

Wybór padł na "jankesów". Stworzyłam w miarę sensowny opis tego jakie mamy objawy oraz co już zostało zrobione i wysłałam na ogólny adres supportu. I znów radość, bo o dziwo dostałam odpowiedź. Niestety znów nie dane było mi się długo cieszyć. Odpowiedź była bardzo lakoniczna i sprowadziła się do "kupcie dodatkowe wentylatory do sekcji chłodzącej", mimo iż wyraźnie napisałam, że już to zrobiliśmy. Wtedy jeszcze niezrażona po raz kolejny zaczęłam tłumaczyć co i jak. Krótka wymiana maili poza pewnością, że odpisuje mi jakiś nie do końca anglojęzyczny Hindus, który nawet pomylił się co do mojej płci i cały czas tytułował mnie per pan, przyniosła raczej jedno wielkie nic. Po tygodniu zabawy w kotka i myszkę zostałam po prostu rozłożona na łopatki pytaniem, czy nie chodzi mi o zbyt wysoką temperaturę procesora kiedy to za każdym razem podkreślałam, że problem dotyczy chipsetu na płycie głównej. Zrezygnowałam, to i tak nie miało większego sensu.

W końcu po raz kolejny zwróciłam się z prośbą o pomoc do dystrybutora. Tym razem nie oczekiwałam gotowego rozwiązania, ale chociaż kontaktu do kogoś konkretnego, do jakiegokolwiek człowieka, który podpisze się imieniem i nazwiskiem a nie jednym krótkim słówkiem support. Udało się. Najpierw handlowiec z Anglii, później przekierowanie do "technicznego". Kolejne dokładne tłumaczenie jakie są objawy, co już zrobiliśmy, z czym nadal mamy problem. W odpowiedzi aktualizacja BIOS (która jak się później okazało jest tą samą, którą dostałam już na początku) oraz modułu IPMI (tu ciekawostka, moduł w wersji, którą otrzymałam w mailu nie jest dostępny na stronach producenta).

Szczerze, do tej pory nie wiem czy problem faktycznie został już rozwiązany. Platforma na chwilę obecną przechodzi testy. Niestety liczę się z tym, że może nie być tak kolorowo i że ta przygoda jeszcze się nie skończyła. Ale wiem, że mimo wszystko SuperMicro nie polubię jeszcze długo.

11.11.2011

11 listopada, Święto Niepodległości. Chyba wręcz idealna data, aby zacząć walczyć o swoją własną, małą niepodległość. O wartość swojego życia, bycie sobą. Czas zabrać się za zmiany, te małe i te ogromne.
Dlatego od samego rana zaprzyjaźniam się na nowo z portalami poświęconymi pracy. Trochę już zapomniałam jakie to czasochłonne. No ale samo się nie zrobi, prawda?
Muszę, nie, ja nie muszę, ja chcę, zdecydowanie chcę ogarnąć ten jeden wielki bałagan w życiu, poukładać wszystko tak jak być powinno. Chcę odzyskać pewien poziom wewnętrznego spokoju, tego typowego luzu. Przy okazji może również odnaleźć tą łatwość przelewania myśli na pismo, która ostatnimi czasy też gdzieś zniknęła. W głowie mętlik, kłębowisko przemyśleń, scenariuszy, pomysłów, a jakoś nie potrafię ich ubrać dziś w słowa.

Dlatego zmieniając temat pozwolę sobie tylko wtrącić, że D-link trzy tygodnie temu znów pojechał w świat. Tym razem nie mam już nawet siły dopytywać o termin powrotu. W końcu sprzęt nie działa od końca sierpnia więc kolejny miesiąc różnicy zdecydowanie mi nie zrobi.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...